03.07.2015
STEP DZIEŃ PIERWSZY
Po nocy spędzonej gdzieś na obrzeżu miasta wczesna pobudka, śniadanie, tankowanie aut na ful paliwem i wodą, zakup pieczywa warzyw itp. i na trzy dni odcinamy się od cywilizowanego świata. Stajemy oko w oko ze „stepem szerokim, którego okiem nawet sokolim nie zmierzysz”.
Jest dokładnie jak w pieśni dużo przestrzeni, trochę niewielkich porostów i piach . Wyjeżdżone niby drogi które biegną równolegle do siebie, czasami się przecinają mają po kila pasów i wszystkie prowadzą…. wydaje się że do nikąd. Żadnego punktu odniesienia, drzewa, kamienia, Są też proste jak stół dna po tymczasowych jeziorach po których śmiga się z dużą prędkością jak po śniegu (są białe od soli). Ale wystarczy chwila nie uwagi i auto siedzi na mostach w błotnistej mazi ( tu jeszcze woda nie do końca odparowała). Tego dnia taki nie zaplanowany godzinny postój fundujemy sobie tylko raz.
Na horyzoncie krajobraz minimalnie się zmienia w delikatnych kolorach przez zapylone powietrze pojawiają się jakieś górki. Sprawdzamy co to- to błotne góry wysokie na jakieś 200-300 metrów. Tu przy temperaturze otoczenia 39 stopni jemy pośpiesznie obiad i dalej jazda najlepiej do zachodu słońca może zrobi się trochę chłodniej.
Wieczorem robi się jeszcze duszniej niż za dnia w nocy spada deszcz.
drobna zmiana kolorów i śladowe ilości roślin...
tankujemy auta
tankujemy wodę
Gabi kontroluje
płasko po horyzont...